Memoriałowe reminiscencje

W dniach od 6 do 9 listopada w Borach Stobrawskich odbył się czwarty z kolei Memoriał im. Księdza B. Gierszewskiego, czyli ocena pracy posokowców w naturalnym łowisku.

Ksiądz Benedykt Gierszewski był proboszczem parafii w Swornychgaciach. Prócz tego był żeglarzem, taternikiem, myśliwym, a nade wszystko kynologiem. To jego zasługą jest, że posokowce ponownie zaistniały w naszych łowiskach, a Klub Posokowca jest członkiem Międzynarodowego Stowarzyszenia Posokowców – ISHV.

To tyle tytułem wstępu. Przejdźmy jednak do wydarzeń memoriałowych.W piątek w godzinach popołudniowych do położonego w lesie OHZ Krystyna zaczęli zjeżdżać uczestnicy memoriału.
Przybyła ekipa z Czech reprezentowana przez dwóch członków Zarządu Czesko-Morawskiego Klubu Hodowców Posokowców, oraz dwóch przewodników z posokowcami; Antonin Naplawa z posokowcem hanowerskim GASTON spod Lupcianskiej Magury oraz Jiri Skacil z okazałym posokowcem bawarskim SAN z Lopenickich kopcu.
Również ekipa słowacka doceniła rangę memoriału przysyłając swoją „wierchuszkę”. Sędziami byli Prezes Słowackiego Klubu Hodowców Posokowców – Karol Chvala oraz Doradca Hodowlany Tibor Żeltva. Przewodnikami posokowców byli – główny szkoleniowiec klubu Branislav Porubcansky z suką posokowca bawarskiego CESY z Pramenov Turca oraz Jaroslav Hudac z bawarem BLESK Krigov.
My jako gospodarze, również reprezentowaliśmy zarząd naszego Klubu Posokowca.
Sędzią głównym był Prezes Jan Kierznowski, obecni również byli v-ce ds. organizacyjnych, v-ce ds. hodowlanych, v-ce ds. użytkowości oraz skarbnik.

Najważniejsi byli jednak przewodnicy z posokowcami;

  • Adam Antoniewicz z Bieszczad z posokowcem bawarskim – CEZAR Pucharka,
  • Robert Iwicki z Borów Tucholskich z posokowcem hanowerskim KOLT Borowy Kąt,
  • Stefan Kusz z lasów górnośląskich z suką posokowca bawarskiego ORNETA Conductus,
  • Joanna Wiśniewska z Bogatyni z suką posokowca bawarskiego AXA z Tymbarskiej Kniei.
Memoriał nie mógłby się odbyć bez pomocy jaką udzielili Nadleśniczowie z Kluczborka i z Kup, zarządy okolicznych kół łowieckich oraz nasi koledzy z tego rejonu Maciek Kopeć, Michał Fornalczyk, Krzysiek Mielczarek, Wojtek Łażewski, a przede wszystkim główny „zarządca i logistyk” – Witold Cieplik i wiele innych osób, których nie znam z nazwiska.

Po przybyciu wszystkich na miejsce, siadamy do powitalnej kolacji. Przewodnicy i sędziowie otrzymują pamiątkowe koszulki i czapeczki oraz inne gadżety ufundowane przez sponsorów. Sędzia główny omawia regulamin, według którego będą oceniane posokowce, zwraca się z prośbą do sędziów aby służyli całą swoją wiedzą i doświadczeniem przewodnikom posokowców. Po części oficjalnej na stół wtaczamy beczułkę staropolskiego miodu pitnego, który znakomicie ułatwia prowadzenie wielonarodowościowej dyskusji.
Ranek następnego dnia to oficjalne otwarcie memoriału, którego dokonał Nadleśniczy Nadleśnictwa Kluczbork Paweł Pypłacz.

Zanim to jednak nastąpiło, to na polanie przy płonącym ognisku zebrali się sędziowie i przewodnicy posokowców. I to w ich obecności odbyła się miła uroczystość. Nasz serdeczny przyjaciel, myśliwy, kynolog, miłośnik posokowców, skarbnik Klubu Posokowca – Jerzy Sokół, otrzymał z rąk członka Naczelnej Rady Łowieckiej, Zbigniewa Skrzeka, najwyższe odznaczenie łowieckie – „Złom”. Czyż można go dostać w piękniejszej oprawie? Później sprawy potoczyły się już swoim trybem.
Prezentacja psów i przewodników, prezentacja sędziów, losowanie numerów startowych, przydział prac i sędziów wg wylosowanej kolejności i wyjazdy do lasu do pracy, bo meldunki o postrzałkach zaczęły spływać do naszej „centrali” tzn. do Witka, który z telefonem wystawał dwa dni na zewnątrz budynku, bo tam był zasięg telefonu.
Pierwszy numer startowy wylosował myśliwy z Bieszczad – Adam Antoniewicz z doświadczonym 9-cio letnim bawarem – Cezarem Pucharka. Pojechali poszukiwać postrzelonego 16 godzin wcześniej dzika. Na trasie poszukiwań widoczne były krople farby świadczące o postrzale mięśniowym. Po 3,5 km pracy na otoku posokowiec zaprowadził ekipę poszukującą na skraj 300 metrowego pasa trzcin. Pies został zwolniony z pracy na otoku, wszedł w głąb trzcinowiska i zaczął głosić dzika. Przewodnik brodząc w wodzie próbował podejść stanowionego dzika na odległość strzału. Jednak dzik po zwietrzeniu człowieka ruszył do ucieczki, pies poszedł w gon za nim. Jednak wrócił po 20 minutach. Ponownej pracy nie podjął. Po powrocie z poszukiwań okazało się, że dużym szczęściem było nie dojście na strzał, bowiem sztucer przewodnika miał zatkaną ziemią lufę. Błąd przewodnika, który zapomniał o zaklejeniu lufy w czasie poszukiwania w trudnym terenie, mógł doprowadzić do nieszczęścia. Zakończyło się szczęśliwie, ale praca psa nie zakończyła się sukcesem i nie mogła zostać oceniona.
Z drugim numerem do pracy ruszył Słowak Branio Porubcansky. Jest to najwyższy przewodnik posokowca w Europie jakiego znam – 2 metry wzrostu! Doskonały fachowiec – prowadził młodziutką 3,5 letnią bawarkę CESY z Pramenov Turca. Suka ta była specjalnie przygotowywana na odbywający się 2 lata temu Konkurs ISHV w Szwajcarii, gdzie młodzież pracowała jedynie na sztucznym tropie jelenia i kozicy. CESY pojechała na trop zranionej poprzedniego dnia na zbiorówce łani jelenia. Po zajechaniu na miejsce okazało się, że rzeczywiście wstążką jest zaznaczony „zestrzał”. Są wciski łani, a obok rozbryzg farby. Suka nie chce podjąć jednak tropu. Przewodnik wraz z sędziami analizują dokładnie zestrzał. Co się okazało? Pięć kroków przed domniemanym zestrzałem, myśliwy z tego samego stanowiska zastrzelił sarnę. Potem w tym samym miejscy strzelał do łani. Po zejściu ze stanowiska stwierdził, że na tropie łani jest farba, więc zaznaczył zestrzał. Okazało się jednak, że kula przeszyła kozę i wylatując rozchlapała farbę na trop łani. Łania została spudłowana na czysto. Przewodnik z psem zostali skierowani do następnej pracy. Tym razem do odszukania był dzik. Na zestrzale brak jakichkolwiek oznak przyjęcia kuli. Myśliwy jednak twierdził, że dzik po strzale wierzgnął biegiem. Suka podjęła trop. Po 100 metrach zapunktowała pierwszą kroplę farby. Jest więc potwierdzenie zranienia. Na odcinku pierwszego kilometra farba jest widoczna co kilkadziesiąt kroków, na drugim, trzecim i czwartym kilometrze pracy pojedyncze krople odnajdywane są co sto, stokilkadziesiąt metrów. Po przejściu 4 km na otoku suka weszła na uprawę z rabato-wałkami i zgłosiła, że ma dzika „na gorąco”. Została puszczona w gon, głosząc odprowadziła dzika na 300 metrów i stanowiła przez 10 minut. Długonogi przewodnik miał pewne kłopoty z dojściem do strzału. Rabaty w słowackich górach nie są mu znane. W końcu jednak udało mu się wygramolić z tych dziur i dostrzelił przelatka. Dzik miał pecha, że trafił na Słowaków. Mógł jeszcze pożyć, bowiem kula myśliwego obtarła mu piętę tylnego biegu. Sędziowie ocenili pracę psa i przewodnika na maksymalną ocenę 100 punktów, przyznając dyplom I stopnia. Po powrocie z poszukiwań Słowak pojawił się na centrali z równie wielką jak on butlą śliwowicy.

Trzeci numer startowy wylosowała para z Czech – Antonin Naplava z 4 letnim posokowcem hanowerskim GASTON spod Lupcianskej Magury. Wyjechali skontrolować strzał do łani. Na zestrzale nie odnaleziono ścinki i farby. Jednak po 160 metrach od zestrzału pies odnalazł kroplę farby. Hanower jednak nie trzymał się tropu, pracował chaotycznie, zbyt często podnosząc głowę do góry. Sędziowie wezwali do pracy następnego posokowca, który pracował do zmroku. Następnego dnia pies kontrolny nie odnalazł już żadnej farby. Prawdopodobnie obcierka. W tym dniu GASTON nie miał już żadnej pracy.
Czwarty numer przypadł w udziale reprezentantce naszego klubu, Joannie Wiśniewskiej z suką posokowca bawarskiego AXA z Tymbarskiej Kniei. Aśka to bardzo dzielna dziewczyna z dużym sercem, ukrytym w drobnym ciele. Należy dodać, że nie jest ona myśliwym, ale w miarę swoich możliwości poszukuje postrzałki ze swoimi bawarkami. Aśka jest również członkiem Czesko Morawskiego Klubu Hodowców Posokowców. Jej AXA to posiadaczka 16 dyplomów I stopnia z konkursów posokowców oraz tytułem Championa Pracy. Nie ma jednak zbyt dużego doświadczenia w poszukiwaniu naturalnych postrzałków. Los w pierwszym dniu memoriału przydzielił im postrzelonego, prawdopodobnie na bieg dzika. Jako, że „na niedźwiedzia z noszami, a na dzika z marami”, asystował im w pracy myśliwy z bronią. Na zestrzale suka odnalazła farbę i podjęła trop. Na początkowym etapie tropu farba była obfita, później zanikła. Po przejściu 3,5 km na otoku, ekipa poszukiwawcza natrafiła w młodniku na gorące łoże. Zapadła decyzja o puszczeniu suki luzem. Ta jednak nie podjęła gonu. Pracę przerwano. Następnego dnia pracę sprawdzał pies kontrolny, który jednak nie nawiązał kontaktu z dzikiem.

Piątka, to druga czeska para – Jiri Skacil z prawie 6-cio letnim mocno wyrośniętym posokowcem bawarskim SAN z Lopenickych kopcu. W pierwszym dniu pracy został wezwany jako drugi pies po swoim czeskim koledze – Gastonie. Pracował wytrwale do zmroku, na nie sfarbowanym tropie łani jelenia. W tym dniu bez rezultatu i bez oceny.

Z numerem 6 startował największy memoriałowy pechowiec – Stefan Kusz ze swoją pięcioletnią bawarką ORNETĄ Conductus. Brak szczęścia w losowaniu uniemożliwił mu zdobycie jakiejkolwiek oceny pracy psa. Pracował do zmroku, przejechał wiele dziesiątek kilometrów i przeszedł z psem kilkanaście. Jedna z prac zawiodła go za Dobrodzień, prawie pod dom. Niestety poszukiwane sztuki okazały się lekkimi postrzałkami.Taka jednak jest proza pracy przewodnika posokowca. Stefan pomimo obolałych, już przecież nie nastoletnich nóg, dzielnie chodził wokół stołu racząc nas wszystkich dobrym humorem i likierem Jägermeister.
Siódemka, to druga słowacka para – Jaroslav Hudac spod Tatr i jego 4 letni bawar BLESK Krigov. Pierwszego dnia pojechał poszukiwać rannej łani jelenia. Na zestrzale farby nie znaleziono, po 40 metrach posokowiec doprowadził do farby rozchodzącej się w dwóch różnych kierunkach. Najpierw łania zrobiła „vratistopu” czyli trop powrotny, później klasyczną pętlę. W końcu farba poprowadziła w jednym kierunku. Po przejściu 600 metrów na otoku pies wyprowadził ekipę poszukiwawczą na pole, gdzie znaleziono patrochy w miejscu gdzie ranna łania została dostrzelona. Pies nie został oceniony.

Ostatni, 8 numer startowy los przydzielił parze z Borów Tucholskich, Robertowi Iwickiemu i jego najmłodszemu psu z całej memoriałowej stawki, niespełna trzyletniemu posokowcowi hanowerskiemu KOLT Borowy Kąt.W pierwszym dniu pracy, dla tej pary zabrakło postrzałka. Musieli czekać co im los da w dniu następnym.
O zmroku w sobotę zakończył się pierwszy dzień poszukiwań. Miny mieliśmy nietęgie. Siedem posokowców było w pracy, z czego tylko jedna praca zakończyła się sukcesem i umożliwiła przyznanie dyplomu. Przed nami jednak dzień następny poszukiwań. W sobotę wokół nas trwały polowania „hubertowskie”, o postrzałki byliśmy więc spokojni. Tylko tam nie ma na polowaniach postrzałków, gdzie nie ma posokowców!
W niedzielę, po śniadaniu wszystkie posokowce ruszają do pracy. W odwodzie pozostaje nam jedynie Słowak – Branio. Jako pierwsi do pracy ruszają Robert z Koltem. Pomagać im będzie Iwicki senior, który zęby zjadł na pracy z hanowerami. Mają poszukiwać jelenia byka, którego poprzedniego dnia widziano błąkającego się po lesie. Miejsce zestrzału nieznane, nie wiadomo kto i kiedy strzelał. Na przejściu jelenia znaleziono drobinki farby, zanikły one zupełnie na 3 km pracy. Po przejściu 11 km sędziowie nakazali przerwanie pracy, która nie rokowała sukcesem. Po powrocie Robert z Koltem natychmiast zostali skierowani do innej pracy. Zgłoszony został postrzał do łani daniela. Po dojściu na miejsce Kolt podjął trop sarny, po powrocie na zestrzał podjął trop zranionej danielki. Po 450 metrach pracy na otoku przed psem podniosła się ranna danielka. Krótki gon, stanowienie i dostrzelenie kończy pracę. Postrzał na śledzionę. Praca psa została oceniona na dyplom II stopnia.
W międzyczasie z pracy wraca Aśka z Axą. W niedzielę poszukiwali postrzelonej 26 godzin prędzej łani jelenia. Po przejściu 1600 metrów na otoku, Axa dochodzi do martwej łani. Postrzał na kulawy sztych, kula uszkadza jelita i szynkę. Praca suki oceniona na dyplom II stopnia.
Na pozostałe psy czekamy do zmroku, a ich brak. Brak wiadomości, bo brak sieci w telefonach. W końcu wracają. Czech Naplava z hanowerem Gastonem, bez sukcesów. Poszukiwał rannej łani potem dzika. Nie znalazł. W poniedziałek sprawdzą to kontrolne posokowce.
Powraca z pracy Słowak – Jaro Hudać z bawarem Bleskiem. Pracował dzisiaj na 24 godzinnym tropie dziczka. Praca na otoku 600 metrów, dzik się podnosi, bawar idzie w 200 metrowy gon, po czym stanowi dzika. Podejście pod wiatr, dostrzelenie w łeb. Praca łatwa, lekka i przyjemna. Nie ma się do czego przyczepić. Dyplom I stopnia.

Wraca również „nasz” Adam z Cezarem. Widzimy złom za obrożą posokowca – więc jest dobrze. Pracowali na 10-cio godzinnym tropie łani jelenia, postrzelonej w tylny lewy badyl. Dwa kilometry pracy na otoku, 100 metrów gonu, stanowienie, dostrzelenie. Sędziowie są zgodni – dyplom I stopnia.
Dotarł również Jiri z Czech z bawarem SAN`em. Na zestrzale była ścinka i farba, 200 metrów dalej kałuża farby na wcisku. Sprawa jest prosta, łania jelenia postrzelona w przedni badyl, wysoko.
SAN rusza ostro jej sfarbowanym tropem, po 1800 metrach ma ją na gorąco. Idzie w głośny 200 metrowy gon, za chwilę słychać tylko charkot. Przewodnik z sędzią dochodzą do rowu w którym bawar chwytem za gardło trzyma łanię. Na komendę przewodnika pies puszcza łanię, przewodnik składa się do strzału, łania jednak zrywa się i wyskakuje z rowu. Pada komenda – pies chwyta łanię za pęcinę. Strzał łaski kończy sprawę. Ocena – 100 punktów, dyplom I stopnia. Patroszenie i ruszają do następnej pracy. Jest jeszcze do sprawdzenia „świeży” – 3 godzinny trop sfarbowanego dzika, a do zmroku coraz bliżej. Pies idzie pewnie, trop świeżutki, po 2800 metrach dzik wielkości SAN`a podnosi się przed psem. Krótki gon, bawar uderza w dzika, łapie za bok, wywracają się oboje. Odwołanie i dostrzelenie. Ta praca nie może być oceniona, za świeży trop. Na szczęście sędzia miał ze sobą dobry aparat fotograficzny, którym udokumentował te wydarzenia. Jako ostatni powrócił Stefan z Ornetą. Cały dzień pracy – suka rzetelnie wykonała swoją pracę – rezultatów brak.
Pośpiesznie drukujemy dokumentację. Jedziemy na uroczystą kolację z oficjelami. Potem podsumowanie memoriału, ogłoszenie wyników, wręczenie nagród.

Osiem posokowców w dwa dni pracowało na kilkunastu ścieżkach tropowych, podniesiono przy ich pomocy osiem sztuk zwierzyny płowej i czarnej. Sędziowie przyznali cztery dyplomy I stopnia z maksymalną ilością 100 punktów, dwa dyplomy II stopnia, dwa psy pozostały bez dyplomu.
Potem już tylko część „mniej oficjalna”. Wszak wszyscy dysponowali kulawkami. Niektórzy nie chcieli w poniedziałek wracać do domu.
Miejscowi „poszukiwacze” w poniedziałek ruszyli dalej do pracy ze swoimi posokowcami. Dla nich memoriał to chleb powszedni.
Co się dzieje w kołach gdzie brak posokowców ???
Darz Bór Koleżanki i Koledzy.
Wojciech Galwas